Nie stać nas na jedzenie?
Szanowna Redakcja chciała zrobić obiad. Marzył się jej taki letni... z maślanką... kalafiorek albo fasolka... Potomek Szanownej Redakcji żądał zupy... więc trzeba było przywlec do domu zakupy. I sie zrymowało... Chodzi Szanowna po sklepach i oczom nie wierzy... za marchewkę wołają prawie cztery złocisze! Za kalafior! O tej porze roku! Wołają podobnie! Fasolka prawie po dychu! Ze zmarszczoną brwią i z pozagryzanymi do bólu wargami, Szanowna wysupływała piniążki z portfelika klnąc w duchu na łupiących bezczelnie sprzedawców (nie mylić z paniami siedzącymi "na" kasach). Ale w największym osłupieniu Szanowna wędrowała po osiedlowej "Hali" ... tam ceny jakieś z kosmosu chyba... najdroższa jazda w mieście to tam. Po bandzie normalnie jadą. Oj, stęskniła się, Szanowna..., za bazarem... kiedy to fajnie było bo za grosze było... bo różne takie tanie rzeczy przywozili... bo ciuchy tanie były... A teraz? Tam? Najbrzydsza bluzka, u przemiłej skądinąd niewiasty, kosztuje między trzydzieści a pięćdziesiąt zeta... Nic tylko nie chodzić po sklepach... Co oni? Myślą, że ile szaraczek świdnicki zarabia?
Nowości chyba Szanowna Redakcja nie napisała, nie olśniła wiedzą świdniczan... równie pewnie wściekłych jak i ona. Ale tak gdyby jakiś Kosmita chciał to przeczytać... to proszę bardzo. Realia nasze. Zdjęć ukradkiem zbytnio nie dało się zrobić, patrzono podejrzliwie i Szanowna Redakcja nie chciała ryzykować a niestety... zbyt ciepło aby się ubierać na tajniaka...
Komentarze
Prześlij komentarz